Góry Glencoe to jedno z najbardziej malowniczych miejsc Szkocji. Ostre szczyty, nawet latem pokryte śniegiem, nadają okolicy surowego i tajemniczego klimatu. Zresztą nie bez przyczyny, uroki regionu docenili twórcy filmu "Skyfall" o popularnym agencie Jamesie Bondzie. Byłam tam i ja, wędrując szlakiem West Highland Way.
Ilość kilometrów: 17
Liczba podejść: 428 m
Liczba zejść: 762 m
Czas: 5:30 h (z przerwą na szczycie Diabelskich Schodów)
Rankiem budzi mnie łopoczący o poły namiotu wiatr. Wystawiam głowę na zewnątrz i z ulgą stwierdzam, że już nie pada, choć temperatura nadal nie rozpieszcza. To była zimna, mokra i wietrzna noc. Chcąc jak najszybciej opuścić ten nieprzyjazny teren, pakujemy się i wyruszamy w dalszą drogę. Już kilka chwil po opuszczeniu Glencoe Mountain Resort napotykamy na niezwykle atrakcyjne fotograficznie miejsce - Black Rock Cottage. Białe ściany tej malowniczo położonej chatki pięknie kontrastują z surowymi szczytami okolicznych gór. Już po powrocie do Polski z ciekawości sprawdzam warunki zakwaterowania. Jak się okazuje, zarezerwowane są wszystkie weekendy na rok do przodu! Jakoś mnie to nie dziwi :)
Przekraczamy drogę A82, tą samą przy której znajduje się polecana przeze mnie knajpka w Tyndrum (klik). Dzisiejszego dnia mamy do przejścia zaledwie 17 kilometrów. W porównaniu z poprzednim odcinkiem, to prawie jak niedzielny spacerek. Choć jest to najkrótsza część szlaku, z ręką na sercu mogę stwierdzić, że krajobrazowo bije wszystkie inne etapy na głowę. Idziemy niespiesznie rozkoszując się pięknem przyrody. Jest środek maja, a na szczytach mijanych gór zalega jeszcze pokrywa śnieżna. Wokół można dostrzec dziko żyjące jelenie.
Black Rock Cottage |
Takie jelonki towarzyszyły nam na szlaku |
WHW jest bardzo dobrze oznaczony |
Diabelskie Schody
Powoli zbliżamy się do sławnych Diabelskich Schodów (Devil's Staircase). To najwyższy punkt na szlaku West Highland Way (nam GPS pokazał wysokość 558 m n.p.m.), o ile ktoś nie ma w planach zdobycia szczytu Ben Nevis. Podejście jest naprawdę strome i bardzo kręte, jednak trud oraz pot wylany podczas wspinaczki w pełni wynagradzają przepiękne widoki zarówno z trasy, jak i ze szczytu więc... nie zapomnij się czasem obejrzeć za siebie :)Devil's Staircase to umowna nazwa podejścia pod wspomnianą górę. Jedna z historii mówi, że drogę przemierzali stacjonujący w Kinlochleven żołnierze. W poszukiwaniu nocnych rozrywek wybierali się w kilkunastokilometrowy spacer po górach w kierunku Kings House. Wielu z nich, w wyniku trudnego terenu połączonego ze stanem upojenia alkoholowego, nigdy nie wróciło - gubili się w ciemnościach i słuch o nich ginął.
Ze szczytu rozciąga się przepiękna panorama z widokiem na góry Glencoe. Tam też, idąc za przykładem innych piechurów, robimy sobie zasłużoną przerwę. Do końca dzisiejszego odcinka pozostało około 8 kilometrów więc pozwalamy sobie na dłuższy odpoczynek. Znajdujemy bezwietrzne miejsce i odpalamy turystyczną kuchenkę. W takich okolicznościach przyrody nawet paskudna zupka w proszku smakuje wyśmienicie.
Początek wspinaczki na Diabelskie Schody |
Zasłużona przerwa na szczycie |
Zig-zag to Kinlochleven
Drugą część trasy stanowi dosyć kręte, acz niezwykle malownicze zejście do miasteczka Kinlochleven. Chcąc jak najszybciej dotrzeć do celu, idziemy szybkim, miarowym tempem. W pewnym momencie obok nas słyszymy huk płynącej wody - to rury zasilające hydroelektrownię zaopatrującą między innymi fabrykę aluminium w Forcie Wiliam. To znak, że do mety dzisiejszego odcinka już blisko.Na kemping docieramy szybciej niż zakładaliśmy. Tym razem wybór pada na Blackwater Hostel, Glamping & Campsite (klik). To pierwsze pole namiotowe zaraz po wyjściu z lasu - dobrze wyposażone i czyste(!) - niestety dosyć drogie (10 funtów za osobę!). Alternatywą jest kemping przy hotelu MacDonald, położony dosłownie 10 minut drogi dalej, jednak na tamtą chwilę nie wiedziałam o jego istnieniu. Obydwa miejsca posiadają wszelkie udogodnienia dla wędrowców jak: ciepła woda pod prysznicem, suszarnia, czy miejsce do gotowania. Dla bardziej wymagających są także prawdziwe łóżka w małych drewnianych domkach, nieśmiertelnych hobbit housach, jak również moc miejscówek typu B&B.
Kinlochleven to małe i bardzo przyjemne miasteczko. Położone w dolinie, nad brzegiem rzeki i otoczone zalesionymi górami. Znajdują się tutaj dość sporej wielkości market, kilka barów, restauracja, mini park z pomnikiem poświęconym ofiarom I i II Wojny Światowej, a nawet centrum wspinaczkowe. Trochę żałuję, że zbyt mało na szlaku takich typowo angielskich, klimatycznych miasteczek.
A tak nasza trasa przedstawia się na mapce:
Niesamowicie to wygląda
OdpowiedzUsuńPrzyznam że zaciekawiło mnie to miejsce i chętnie je odwiedzę.
OdpowiedzUsuń