Gdyby nie chęć zdobycia najwyższego szczytu Wielkiej Brytanii, dzisiejszy dzień byłby moim ostatnim na szlaku West Highland Way. Prosto z Kinlochleven udałabym się na metę całej wyprawy, czyli do miasteczka o wdzięcznej nazwie Fort William. Jednak ja lubię wyzwania, a jeszcze bardziej lubię górskie wędrówki, więc zamiast finiszować dołożyłam jeden dzień i podreptałam pod Ben Nevis - górę wszystkich brytyjskich gór.
Ilość kilometrów: 22
Liczba podejść: 659 m
Liczba zejść: 651 m
Czas: 6 h (w zasadzie bez przerwy)
Tak mniej więcej wyglądał mój przedostatni dzień na trasie. Opuszczając Kinlochleven, a w zasadzie tuż za zakrętem Diabelskich Schodów (klik), wraz z odejściem złej pogody opuściłam najbardziej mroczne i tajemnicze rejony szlaku West Highland Way. Weszłam natomiast w tereny bardziej leśne i przypominające mi trochę pierwszy dzień wędrówki (klik).
Następnie wchodzimy w obszar ogarnięty totalną wycinką lasu. Dalszy ciąg szlaku to już mozolna i przyznaję nieco nudnawa przeprawa przez ogołocone zbocza gór. Co prawda na horyzoncie nadal przepiękne highlandy, jednak znaczną część drogi zdobią wystające z ziemi kikuty martwych drzew. Wycinka lasów, jakiej dokonano w tym rejonie była naprawdę ogromna. Widoki były na tyle nijakie, że jak się później okazało nie zrobiłam tam ani jednego zdjęcia. Pozytywem całej sytuacji jest fakt, że naszym oczom powoli ukazuje się nasz cel na jutro - Ben Nevis (1344 m n.p.m). W pięknych promieniach majowego słońca wcale nie wygląda groźnie.
Tuż przed dotarciem na kemping, trochę odpoczynku od grzejącego słońca przynosi nam las. W sam raz albowiem końcówka szlaku okazała się być dla mnie bardzo męcząca. Po pierwsze upał, który dawał się we znaki, a maszerując z dużym obciążeniem (choć i tak większość zapasów już została zjedzona) jednak pocisz się jeszcze bardziej. Po drugie, strome zejście w dół, które mocno dało moim nogom w kość a cała trasa wydawała się nie mieć końca. Po trzecie, ogólne zmęczenie organizmu. I w końcu po czwarte, choć pobyt na szlaku sprawiał mi naprawdę dużo frajdy, to psychicznie chyba już chciałam być bliżej cywilizacji. Podobno finisze zawsze są najtrudniejsze, bo już witasz się z gąską... a tu jeszcze, bach - cel jest nie tak blisko jak myślisz ;)
Tak na marginesie muszę przyznać, że pogodę na szlaku mieliśmy naprawdę świetną. Idąc wzdłuż jeziora Loch Lomond (klik) było pięknie i słonecznie. Promienie odbijały się od tafli wody, mieniąc kolorami. Rannoch Moor (klik) powitał nas co prawda mgłą i opadami deszczu, jednak dzięki temu mogliśmy doświadczyć naprawdę tajemniczo mrocznych klimatów wrzosowisk, co moim skromnym zdaniem pozwoliło wydobyć prawdziwe piękno i tajemniczy klimat okolicznych gór. Końcówka szlaku znowu słoneczna, dzięki czemu wejście na Ben Nevis było wielką przyjemnością.
Na koniec tradycyjnie mapka z trasą naszej wędrówki:
W następnym poście ostatni dzień wędrówki na szlaku West Highland Way, wejście na Ben Nevis i powrót do cywilizacji. Śledźcie koniecznie!
KOLEJNY DZIEŃ NA SZLAKU
Dzisiejszy odcinek drogi nie przyniósł ze sobą praktycznie żadnych atrakcji. No może za wyjątkiem samego początku szlaku, albowiem zaraz po wejściu na mega stromą górę, naszym oczom ukazuje się przepiękny widok na okolicę i leżące w dolinie Kinlochleven. Pomimo, że słońce praży dość mocno, idzie się całkiem łatwo i przyjemnie. Pod stopami w dalszym ciągu Old Military Road, a nad głowami przepiękne góry. Część z nich nadal przykryta śniegiem.Następnie wchodzimy w obszar ogarnięty totalną wycinką lasu. Dalszy ciąg szlaku to już mozolna i przyznaję nieco nudnawa przeprawa przez ogołocone zbocza gór. Co prawda na horyzoncie nadal przepiękne highlandy, jednak znaczną część drogi zdobią wystające z ziemi kikuty martwych drzew. Wycinka lasów, jakiej dokonano w tym rejonie była naprawdę ogromna. Widoki były na tyle nijakie, że jak się później okazało nie zrobiłam tam ani jednego zdjęcia. Pozytywem całej sytuacji jest fakt, że naszym oczom powoli ukazuje się nasz cel na jutro - Ben Nevis (1344 m n.p.m). W pięknych promieniach majowego słońca wcale nie wygląda groźnie.
Widok na Kinlochleven |
Bodajże ostatnie strome podejście. Potem już było tylko z górki :) |
Tuż przed dotarciem na kemping, trochę odpoczynku od grzejącego słońca przynosi nam las. W sam raz albowiem końcówka szlaku okazała się być dla mnie bardzo męcząca. Po pierwsze upał, który dawał się we znaki, a maszerując z dużym obciążeniem (choć i tak większość zapasów już została zjedzona) jednak pocisz się jeszcze bardziej. Po drugie, strome zejście w dół, które mocno dało moim nogom w kość a cała trasa wydawała się nie mieć końca. Po trzecie, ogólne zmęczenie organizmu. I w końcu po czwarte, choć pobyt na szlaku sprawiał mi naprawdę dużo frajdy, to psychicznie chyba już chciałam być bliżej cywilizacji. Podobno finisze zawsze są najtrudniejsze, bo już witasz się z gąską... a tu jeszcze, bach - cel jest nie tak blisko jak myślisz ;)
Tak na marginesie muszę przyznać, że pogodę na szlaku mieliśmy naprawdę świetną. Idąc wzdłuż jeziora Loch Lomond (klik) było pięknie i słonecznie. Promienie odbijały się od tafli wody, mieniąc kolorami. Rannoch Moor (klik) powitał nas co prawda mgłą i opadami deszczu, jednak dzięki temu mogliśmy doświadczyć naprawdę tajemniczo mrocznych klimatów wrzosowisk, co moim skromnym zdaniem pozwoliło wydobyć prawdziwe piękno i tajemniczy klimat okolicznych gór. Końcówka szlaku znowu słoneczna, dzięki czemu wejście na Ben Nevis było wielką przyjemnością.
U STÓP WIELKIEGO BENA
W końcu docieramy na nasz kemping - Glen Nevis Caravan & Camping Park. Choć w swoim życiu nie miałam okazji być na zbyt wielu polach namiotowych (WHW jest moją pierwszą tego typu wyprawą) to przyznaję, że ten po prostu wymiata. Położony u samych stóp góry Ben Nevis sprawia, że widok z namiotu wymiata! "SZTOS!", jak to młodzież teraz mówi :) Na terenie kempingu oprócz pola namiotowego są także miejsca dla kamperów, drewniane chatki z prawdziwymi łóżkami, sklepik z podstawowymi artykułami spożywczymi i pamiątkami, a odrobinę dalej przy ulicy restauracja. Ceny wiadomo, szkockie, dlatego my odpalamy kuchenkę i przyrządzamy obiadek instant. A na deser lody i szarlotka ze sklepu - polecam szczególnie szarlotkę, jest naprawdę pyyyyszna!Na koniec tradycyjnie mapka z trasą naszej wędrówki:
W następnym poście ostatni dzień wędrówki na szlaku West Highland Way, wejście na Ben Nevis i powrót do cywilizacji. Śledźcie koniecznie!
Piękne miejsca
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa relacja
OdpowiedzUsuńWybieramy się w przyszłym tygodniu do Szkocji i zamierzamy też wypożyczyć namiot. Myślę, że takie urozmaicenie pobytu będzie fajne. Oczywiście chcemy też pozwiedzać. Na https://wyspybrytyjskie.pl/ czytałam sporo o zwiedzaniu Szkocji. Mam już plan.
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona
OdpowiedzUsuńTakie krajobrazy jak te przedstawione na relacji są jednymi z moich ulubionych.
OdpowiedzUsuńWspaniałe widoki
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona tą relacją. Uwielbiam odkrywać takie miejsca.
OdpowiedzUsuń