blog o podróżowaniu

Na Szlaku Orlich Gniazd - z Ojcowa na Zamek Pieskowa Skała


Szlak Orlich Gniazd chciałam przejść odkąd tylko się o nim dowiedziałam. Dla wielkiego fana długich spacerów i starych zameczków, wizja spędzenia w trasie ponad 100 km na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej brzmi niezwykle zachęcająco. Jednak jeszcze nie tym razem. Póki co musiałam zadowolić się jedynie krótkim fragmentem prowadzącym z Ojcowa do Zamku w Pieskowej Skale.

Jura z psem

Z Ojcowa na Zamek w Pieskowej Skale

Z Ojcowa wyruszyliśmy tuż po śniadaniu. Droga do Pieskowej Skały i z powrotem, z przerwami na odpoczynek, uzupełnienie kalorii, fotki czy obiad, zajmuje w zasadzie cały dzień. We wszechwiedzących internetach wyczytałam przed wyjazdem, że do Pieskowej Skały najlepiej udać się przez Dolinę Sąspowską. Co prawda nie jest to słynny Szlak Orlich Gniazd, ale podobno równie malowniczo. Zawierzając tym, którzy byli i widzieli obraliśmy zatem żółty szlak i powędrowaliśmy. Trzeba przyznać, że faktycznie to był strzał w 10! Przecudne widoki! Dużą atrakcją jest płynący wzdłuż doliny strumień z krystalicznie czystą wodą (podobno I klasa czystości). Oprócz walorów krajobrazowych, był ukojeniem dla naszego psiaka, albowiem mógł zażyć nieco ochłody i bez krępacji potaplać się w wodzie. A jak strumień, to i bobry. Liczne ślady obecności wskazują, że jest ich tam naprawdę wiele.

Bobry w Dolinie Prądnika
Bobry, bobry...gdzie te bobry?

Strumień Sąspowski


Wędrowaliśmy przez lasy, pola, rzeki i małe miasteczka. Nim się zorientowaliśmy, a dotarliśmy do Sąspowa. Tam, naprzeciwko budynku szkolnego, w małych drewnianych altankach, zrobiliśmy sobie krótką przerwę i wrzuciliśmy na ząb kilka przekąsek. Swoją porcję smakołyków dostała też psina, która, pomimo swoich krótkich łapek i młodego wieku, wcale nie wyglądała na zmęczoną. Naładowaliśmy baterie i ruszyliśmy w dalszą drogę. W Sąspowie, kontynuacja szlaku znajduję się tuż za owymi drewnianymi altankami. Jednak zanim tam się udacie przejdźcie kawałek dalej. Za zakrętem jest sklep spożywczy. W sam raz na uzupełnienie zapasów. My prowiant mieliśmy, więc zadowoliliśmy się pysznymi lodami. Lody na szlaku - to jest to! :)

Czy wiecie, że w strumieniu Sąspowskim żyje stworzonko o wdzięcznej nazwie wypławek alpejski, który przetrwał od czasu zlodowacenia, aż po dziś dzień?!

 

Zamek w Pieskowej Skale

Trzeba przyznać, że żółty szlak jest bardzo malowniczy i zróżnicowany. Gdy wchodzimy na pola, pies ma szansę się wybiegać i powściekać wśród dzikich traw. Pomimo że jest maj, upał daje się we znaki. Na szczęście do zamku już niedaleko. Jeszcze parę kilometrów i jesteśmy na miejscu. A oto i on - Zamek w Pieskowej Skale. Dumnie wznosi się na wyżynie, a tuż obok jedna z najbardziej charakterystycznych i rozpoznawalnych skał na terenie Jury - Maczuga Herkulesa.

Maczuga Herkulesa

Zamek w Pieskowej Skale

Zamek Pieskowa Skała - jak dotrzeć?

Atrakcje w Pieskowej Skale

Na teren Zamku z psem wchodzić nie wolno, wiec pozostaje nam jedynie pokręcić się wokół niego i powoli ruszyć w drogę powrotną. Poza tym teren zielony pod Zamkiem to doskonałe miejsce na odpoczynek i mały piknik na łonie natury. Tak też czynimy, jednak pies tym razem bardziej zainteresowany jest rozgryzaniem na wiór okolicznych patyków :)

E tam Maczuga! Pogryzę sobie patola ;)


A jeśli już jesteśmy w temacie psów...W drodze na Zamek zastanawiałam się skąd pochodzi nazwa "Pieskowa Skała" i czy faktycznie ma coś wspólnego z psem. Jak się okazało (historia podsłuchana od przewodnika szkolnej wycieczki :) BRAWO JA!) istnieje legenda, która głosi, że dawno, dawno temu żyła sobie Dorotka, którą zmuszono do ślubu z panem Zamku. Niestety panna nie odwzajemniała uczuć szlachcica i z zamku uciekła. Uciekła za prawdziwą miłością. Niestety kochankom nie dane było żyć długo i szczęśliwie, albowiem szybko zostali złapani i srogo ukarani. Dorotka trafiła do wysokiej wieży, w której miała umrzeć śmiercią głodową. Według legendy, z pomocą uwiezionej dziewczynie przyszedł jej wierny pies, który skacząc po skałach przynosił swojej pani resztki jedzenia.

Z powrotem do Ojcowa ruszamy trochę naokoło, bo szlakiem czarnym. Tam też, zaraz po zejściu z góry trafiamy na "Zajazd na podzamczu", gdzie zjadamy pyszny obiad. Ja oczywiście, jako wielbicielka regionalnej kuchni, zamawiam smażonego ojcowskiego pstrąga (w poprzednim poście wspominałam, że mają tu stawy hodowlane). A że rybka lubi pływać na stół wjeżdża również moje ulubione Książęce Ciemne. Pycha! W barze dowiadujemy się też, że do Ojcowa najlepiej wrócić szlakiem czerwonym przez Dolinę Zachwytu. Co więcej, to właśnie tą trasą biegnie Szlak Orlich Gniazd. Brzmi zachęcająco. Kierujemy się zatem szlakiem czarnym w poszukiwaniu czerwonych drogowskazów. W pewnym momencie obydwa szlaki łączą się ze sobą, aby następnie się rozdzielić i pójść każdy swoją drogą. I tutaj coś poknociliśmy. Myślałam, że na tak prostym szlaku zgubić się da. A jednak. W efekcie, zamiast wejść na czerwony szlak poszliśmy dalej czarnym. I to był błąd! Szlak ten prowadził albo przez puste pola, albo asfaltową drogą. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Droga była na tyle monotonna, że dopiero przy pisaniu tego posta zorientowałam się, że nie zrobiłam ani jednego zdjęcia. Do tego palące słońce i fakt, że ominęliśmy Dolinę Zachwytu i Szlak Orlich Gniazd skutecznie zdjęły nam uśmiechy z twarzy. Dlatego pilnujcie szlaków i odbijcie w odpowiednim momencie.

Gdy dotarliśmy do Ojcowa, wspieliśmy się jeszcze po schodach prowadzących do Zamku i wróciliśmy na kwaterę. To był naprawdę fajny dzień :)


Do zobaczenia na szlaku!

3 komentarze:

  1. Już się miałem pytać jak tam psy tolerują ale... Nie tolerują. Strasznie dużo tej kynofobii na świecie. Ile razy musialem przemeblowywać swoje plany z uwagi na zakaz wejścia z psem (a rozumiem tylko puszczanie psa luzem w lesie i wprowadzanie go na tereny ostoi zwierząt).
    Generalnie pies na rajdzie to doskonały towarzysz, nawet jeśli czasami ma swoje fochy i się obraża jak moja Aura ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja tylko czeka na kolejną wycieczkę :) Uwielbia ruch i spacery. Zresztą dlatego wzieliśmy psa aktywnego, a nie typowego kanapowca :) My również dostosowujemy urlop pod psa. Pewnie dla innych to brzmi śmiesznie, ale traktujemy ją jak członka rodziny. Co więcej, dzięki niej odkrywamy miejsca, do których pewnie byśmy nigdy nie zawitali :)

      Usuń
  2. Zdjęcie psa wygrywa wszystko! Zamierzam z moim przejść Twoja trasę.

    OdpowiedzUsuń

@templatesyard